34-letni mężczyzna kradł w jednym z lokalnych marketów. Jego łupem padł głównie drogi alkohol, który wynosił w koszyku z nakładką imitującą dno. Za drugim podejściem został jednak przyłapany.
Dwie butelki whisky o łącznej wartości około 60 zł oraz paczka chusteczek nawilżanych zostały skradzione w markecie w połowie czerwca. Sprawcy jednak nie złapano. Wpadł za to tydzień później - wówczas jego zachowanie wzbudziło zainteresowanie pracowników ochrony, którzy zatrzymali podejrzanego i wezwali policję. Okazało się, że tym razem - 34-latek z Wrocławia - próbuje ponownie wynieść ze sklepu whisky, chusteczki, a także dwie butelki owocowej nalewki, masło i baterie. Produkty włożył do marketowego koszyka, po czym przykrył je nakładką imitującą jego dno. Udało mi się przekroczyć linię kas, ale tam już czekała na niego ochrona.
Stwierdzono także, że „zakupy” nie nadają się już do dalszej sprzedaży (były napoczęte), a wartość strat oszacowano na ponad 800 zł. Szefostwo sklepu złożyło wniosek o ukaranie złodzieja.
W toku prowadzonego postępowania okazało się, że wrocławianin tydzień wcześniej nie tylko nie zapłacił za zakupy w markecie, ale na pobliskiej stacji benzynowej zatankował 50 litrów paliwa, po czym odjechał nie płacąc. 34-latek, który był już wcześniej kilkukrotnie karany za oszustwa, przyznał się do kradzieży i nie chciał składać wyjaśnień.
Wyrok w jego sprawie zapadł w połowie listopada. Sąd uznał go winnym kradzieży. Mężczyzna na pół roku ma trafić do więzienia, musi też naprawić wyrządzone szkody i zapłacić grzywnę w wysokości 1 tys. zł.