Ma 5 lat, a przeszedł już bardzo dużo. Można mu pomóc

Opublikowano:
Autor:

Ma 5 lat, a przeszedł już bardzo dużo. Można mu pomóc - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Uśmiechnięty, bardzo aktywny, pełen pozytywnej energii - taki jest 5,5-letni Maciuś Wielebiński ze Smolic. Trudno uwierzyć, że niespełna rok temu przeżył straszliwą traumę. W Konarach potrąciła go ciężarówka. W wypadku stracił prawą nóżkę.

Dramatyczny wypadek sprzed roku nie był jedynym nieszczęściem, jakie spotkało rodzinę Justyny i Dawida Wielebińskich. Tuż po narodzeniu Maćka, okazało się, że coś może być nie tak z jego zdrowiem.

U chłopca zbyt długo trwała żółtaczka noworodkowa i lekarz rodzinny dał rodzicom skierowanie na usg, żeby sprawdzić, czy nie ma to związku z nieprawidłowym funkcjonowaniem wątroby. Dziecko miało wtedy niecałe 2 miesiące.

- Pojechaliśmy na badanie do Krotoszyna. Okazało się, że jest jakaś zmiana między trzustką, wątrobą a żołądkiem. Udaliśmy się do Poznania, do poradni onkologicznej. Okazało się, że rzeczywiście coś jest. Zmiana miała 2,5 cm, więc laparoskopowo wycięli ją w całości. Badanie potwierdziło, że to nowotwór złośliwy. Stwierdzono, że ten guz już powstał z przerzutów i nie znaleziono miejsca pierwotnego, w którym wszystko się zaczęło - opowiada Justyna Wielebińska. Jak mówi, syn - prócz operacji usunięcia guza - przeszedł kilkuletnie leczenie onkologiczne: kilka cykli bardzo silnej chemioterapii, radioterapię, stracił wszystkie włoski. Mimo tego, był bardzo dzielny. - Wiadomo bał się, kiedy przychodził czas rozłąki z domem i rodzeństwem. Nie chciał szpitali. Na szczęście, kilkuletnie leczenie okazało się skuteczne. Doszło do remisji raka - mówi mama chłopca.

= Rodzina jednak nie cieszyła się długo spokojem. 26 lipca minionego roku Justyna Wielebińska z czwórką dzieci, wybrała się do Konar, by w tamtejszej restauracji zamówić catering na przyjęcie z okazji chrztu najmłodszego syna. Było to niedługo po zakończeniu chemioterapii 4-letniego Macieja.

- Wypuszczałam Maćka z auta, a ten wyskakując stracił równowagę i wpadł pod koła nadjeżdżającej ciężarówki. Próbowałam go jeszcze chwycić za koszulkę, ale nie udało się. Jak to się stało, byłam w takim szoku, że nie potrafiłam wybrać numeru 112 - wspomina matka chłopca. - Gdy się dowiedziałem, chyba w 4 minuty pokonałem drogę ze Smolic do Konar, byłem tam szybciej niż karetka - dodaje Dawid Wielebiński. Jak informowała wówczas policja, autem ciężarowym z naczepą kierował 31-letni mieszkaniec gminy Jutrosin.

- Mężczyzna, widząc z daleka zaparkowany samochód osobowy, zwolnił. Jechał niecałe 30 km/h - relacjonowała tuż po wypadku mł. asp. Katarzyna Starczewska z Komendy Powiatowej Policji w Rawiczu. - Po wypadku natychmiast zatrzymał pojazd i zaczął udzielać pomocy dziecku. Na miejscu pojawił się również dzielnicowy - asp. sztab. Grzegorz Głowacz, który akurat jechał do służby. Natychmiast podjął czynności ratujące dziecko - informowała mł. asp. Katarzyna Starczewska. Na miejsce wezwano karetkę z Rawicza oraz śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ten zabrał chłopca do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim.

- Lekarz mówił, że nie było co ratować, bo noga była zmiażdżona, skóra zerwana - opisuje matka chłopca. Jak mówi, gdy Maciej się obudził, czuł się winny, że to on zrobił coś złego, bo rodzice ciągle płaczą. Szybko jednak zrozumiał, co się stało i zaakceptował fakt, że nie ma nóżki. Ucięto ją tuż nad kolanem. - Cały wypadek jednak pamiętał, aż do momentu, gdy zabrała go karetka. Zdawał też sobie sprawę z tego, że mogło się skończyć o wiele gorzej - dodaje ojciec chłopca.

Na początku Maciek jeździł na wózku, później zaczął chodzić o kulach, a już kilka miesięcy po wypadku rodzice kupili mu profesjonalną protezę. Wykorzystując znajomości i kontakty z rodzicami innych niepełnosprawnych dzieci, dowiedzieli się, gdzie i jaką należy nabyć - by była dla dziecka jak najbardziej komfortowa.

- Miałem trochę pieniędzy odłożonych, między innymi oszczędności na budowę garażu. Proteza kosztowała 15 tys. zł, z czego Narodowy Fundusz Zdrowia dołożył 600 zł. Wszystkie koszty związane z dojazdami na rehabilitację, zakup niezbędnych elementów do protezy pokrywamy z własnych pieniędzy - zaznacza ojciec chłopca, który wraz z bratem prowadzi firmę budowlaną.

Na szczęście, Maciek doskonale sobie radzi. Gra w piłkę, szaleje na podwórku, skacze na trampolinie. Nikt nie zwraca uwagi na to, że jedna noga jest zupełnie inna od drugiej. - Proteza jest po to, by mógł normalnie biegać, bawić się i jednocześnie nie obciążać drugiej nogi, bo przesilana zaczęła się deformować - wyjaśnia Dawid Wielebiński.

Oprócz Maćka, Wielebińscy mają jeszcze troje dzieci - 9-letniego Patryka, 8-letnią Olę, i niespełna rocznego Antka. Pracuje tylko pan Dawid, jego żona zajmuje się dziećmi. Koszty leczenia i rehabilitacji są spore i będą wyższe, bo w przyszłości trzeba będzie kupić nie jedną, a kilka protez, ponieważ chłopiec rośnie. Jednorazowy koszt jest wydatkiem rzędu 8 tys. zł. Rodzinie można pomóc - środki na leczenie chłopca można przekazać za pomocą strony siępomaga.pl oraz za pośrednictwem Fundacji Votum, której jest podopiecznym.

Dodatkowo, w Konarach na początku czerwca zorganizowano koncert charytatywny na leczenie chłopca. Jego inicjatorką była właścicielka restauracji, przed którą doszło do dramatycznego wypadku. Udało się uzbierać 3 tys. 700 zł.

- Bardzo wszystkim dziękujemy - zaznaczają rodzice chłopca. 
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE