Z odległej Japonii do Rawicza

Opublikowano:
Autor:

Z odległej Japonii do Rawicza - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Jej krajem ojczystym jest Japonia. Pochodzi z miasta Yokkaichi na wyspie Honsiu, ale od kilku lat mieszka w Rawiczu. Choć obydwa miejsca różni niemal wszystko, to Kazumi Łoza doskonale się tu odnalazła.

Do Polski przywiodła ją miłość. Rawiczanina Alberta Łozę, Kazumi poznała w... Japonii.
- Mój mąż pracował kiedyś w rawickiej firmie SEWS. Od 2005 roku pracował w siedzibie głównej Sumitomo w Yokkaichi (miasto w środkowej części japońskiej wyspy Honsiu - przyp. red.). Mieszkałam i pracowałam w tej samej firmie. Tak się zaczęło - opowiada Kazumi.

Jak mówi, rawiczanin miał najpierw zostać w Kraju Kwitnącej Wiśni dwa lata, ale kontrakt został przedłużony do trzech lat. Po zakończonym kontrakcie wracał do Polski. - Wtedy ja zdecydowałam, że chcę być z nim - nawet w innym kraju - opowiada Kazumi. Wtedy też wzięli ślub, w rawickim Urzędzie Stanu Cywilnego.

Kolejny kontrakt skierował nas z powrotem do Japonii, tym razem do miasta Toyota. Podobnie jak poprzednio, kontrakt przedłużał się wielokrotnie do łącznie 4 lat. W tym okresie urodziły się im dzieci - dwie córki.

Najpierw Belgia

- Nie od razu wróciliśmy do Polski, najpierw przez ponad trzy kolejne lata mieszkaliśmy w Brukseli. Tam w ogóle nie czułam się jak obcokrajowiec, bo są tam ludzie z całego świata - opowiada. Gdy starsza córka miała iść do pierwszej klasy szkoły podstawowej, uznali, że czas wrócić do Polski. - Córki mówiły po polsku, japońsku, a w Belgii – ze względu na to, że chodziła do państwowego przedszkola – nauczyły się jeszcze mówić po francusku. Chcieliśmy, żeby córka rozpoczęła naukę w Polsce. Poza tym, dom który budowaliśmy w Rawiczu był już gotowy - relacjonuje Kazumi, która najpierw przez pół roku mieszkała w nim sama z dziećmi, bo męża obowiązywał jeszcze kontrakt w Belgii.
 

Szybko się jednak odnalazła w nowym otoczeniu, między innymi dzięki pomocy teściów, którzy mieszkają w pobliżu oraz przyjaciółek. Od czterech lat w Rawiczu są już wszyscy razem. Starsze córki chodzą do szkoły (10 i 8 lat), a najmłodszy syn, który urodził się już w Polsce, właśnie poszedł do przedszkola.

Czas dla siebie

Kazumi przyznaje, że odkąd urodziły się dzieci nie pracowała dużo zawodowo i zajmowała się głównie rodziną i domem, ale teraz ma wreszcie więcej czasu dla siebie i może wrócić do pracy. - Gdy podjęłam tę decyzję, to zastanowiłam się nad tym, czym mogłabym się zajmować zawodowo. Okazało się, że jest spore zainteresowanie nauką języka japońskiego - mówi Kazumi.

Przyznaje, że w Rawiczu z oczywistych względów nie ma aż tak wielu osób uczących się tego języka, choć ma kilku zdolnych uczniów, którzy robią duże postępy. Zaproponowała jednak współpracę Fundacji Przyjaźni Polsko-Japońskiej z Wrocławia i dla niej właśnie prowadzi lekcje nauki języka japońskiego – zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. - Szukali kogoś, kto będzie potrafił im przekazać tę wiedzę w ciekawy sposób. Z dziećmi są zajęcia trochę jak w przedszkolu, bo dużo jest zabawy, ale bardzo to lubię. Postępy moich uczniów dają mi mnóstwo satysfakcji - opowiada Kazumi, która sama bardzo dobrze mówi po polsku.

Śmieje się, że tu przynajmniej zna wszystkie litery, bo japoński system pisma składający się z trzech grup znaków (kanji, hiragana, katakana) liczy ich około 2 tysiące w powszechnym użyciu, a w sumie ponad 6 tysięcy znaków i nawet rodowici dorośli Japończycy nie znają ich wszystkich.

W domu - po polsku i japońsku

Japonka uważa, że język polski rzeczywiście jest trudny i nie było łatwo się go nauczyć, ale żartuje, że właściwie „nie miała wyjścia”. - Gdy poznałam Alberta, to rozmawialiśmy tylko po angielsku, on znał jedynie kilka zwrotów po japońsku. Później się szybko nauczył japońskiego, a ja polskiego - mówi rawiczanka.

Zdradza też, że w domu małżonkowie najczęściej rozmawiają ze sobą po japońsku, a z dziećmi komunikują się każdy w swoim ojczystym języku. Dzieci z wielojęzycznością radzą sobie doskonale. Obydwie córki samodzielnie korespondują z rodziną mieszkającą w Japonii. - Często rozmawiamy z mężem po japońsku, bo mi niekiedy jeszcze brakuje polskich słów, gdy chcę coś przekazać - wyjaśnia Kazumi. Dodaje, że jeśli rawiczanie są zainteresowani nauką tego języka, to ona służy pomocą.

Spokojne miejsce

Pytana o to, czy podoba jej się w naszym mieście, twierdzi, że bardzo. Docenia przede wszystkim spokój, zieleń, dużą przestrzeń, jaką ma do dyspozycji, czy to, że wszędzie jest blisko - na plac zabaw, do lasu, do sklepu, szkoły, czy przedszkola. - Tam, gdzie mieszkałam, a nie było to duże miasto jak na Japonię (ok. 300 tysięcy mieszkańców), architektura była zupełnie inna. Do tego jedno miasto się kończyło i zaczynało kolejne, a tu są piękne pola i lasy - wylicza.

Dodaje, że w Japonii bardzo drogie są nieruchomości, dlatego nawet dobrze zarabiający ludzie mogą sobie pozwolić na niewielki metraż. - Mój brat mieszka w Tokio i choć ma bardzo dobrze płatną pracę, to mieszkanie i tak małe - zaznacza Kazumi. Zdradza, że choć jest jej tu bardzo dobrze, to czasami tęskni za rodzinnymi stronami i żałuje, że nie może często do nich wracać. - Moi rodzice już u nas byli. Spędzili w Rawiczu kilka tygodni i im się podobało. Na co dzień rozmawiamy przez internet, więc wiedzą, co się u nas dzieje - relacjonuje.

Kuchnia międzynarodowa

Kazumi smakuje polska kuchnia i potrafi robić kilka potraw. Dobrze wychodzą jej np. bigos, grochówka, umie też robić kiszone ogórki – wszystkiego tego nauczyła się od teściowej. Często też gotuje japońskie dania – tradycyjną zupę miso (spożywana w Japonii praktycznie codziennie), ryż curry, ramen (zupa składająca się z wywaru na bazie mięsa wieprzowego, warzyw, pasty miso, makaronu i innych składników w zależności od receptury), makaron udon z warzywami.

- Japońska kuchnia jest łatwiejsza, jest też w niej mniej mięsa a więcej warzyw, czego trochę mi w polskiej kuchni brakuje. Na szczęście w wielu lokalnych marketach, czy sklepach internetowych można kupić oryginalne japońskie składniki - wyjaśnia.

Zdradza, że na początku wcale nie lubiła za bardzo gotować, ale to się zmieniło odkąd ma rodzinę. - Poza tym u mnie w kraju jest mnóstwo niedrogich restauracji, do których często chodzimy, a tutaj nie ma aż tylu, więc jak chcę coś konkretnego, muszę sama to przygotować - dopowiada. Przed nią jeszcze spore wyzwanie – kolacja wigilijna. Póki co, święta spędzają u teściów.

Zdarzały się gafy

Japonka przeprowadzając się na inny kontynent musiała nauczyć się nie tylko języka, ale także poznać panujące tu zwyczaje. Dziś ze śmiechem przyznaje, że na początku popełniała drobne gafy. Nie wiedziała, że na Mikołajki kupuje się bliskim drobne upominki, a na „zajączka” do przedszkola trzeba przynieść maleńki koszyczek, a nie wielki kosz na warzywa. - Nikt jednak nigdy nie powiedział mi nic złośliwego, choć ludzie wciąż jeszcze patrzą na mnie z większym niż zwykle zainteresowaniem. Już się do tego przyzwyczaiłam, po prostu się uśmiecham i idę dalej. Nie jestem już obcokrajowcem. Czuję się rawiczanką, a właściwie sierakowianką – śmieje się Kazumi.

Przyznaje się, że wiele rzeczy nie robi już na niej wrażenia, ale niektóre wciąż ją zaskakują, tak jak np. polska kolej. - W Japonii pociąg kursuje średnio co 10 minut, a w przypadku choćby 1 minuty opóźnienia pracownicy kolei przepraszają wszystkich pasażerów za tak duże spóźnienie, a tutaj czasami mija 40 minut od planowanego odjazdu i nie wiadomo, co się dzieje. Brak informacji, a pociągu nie widać. Da się jednak z tym żyć - mówi ze śmiechem.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE